Wydarzenia tego tygodnia sprawiły, że wielu ludzi zaczęło głośno mówić o początku końca Linuksa. I nie bez powodu: doniesienia o przerwie w pracy, którą zrobił sobie Linus Torvalds, aby „rozwijać własny charakter” i „zrozumieć ludzkie emocje”, brzmiały przecież zupełnie nierealnie. Gdy zaś internet obiegła informacja, że córka Linusa Torvaldsa podpisała „manifest przeciwko merytokracji”, a Fundacja Linuksa przepchnęła osobliwy Kodeks Postępowania (Code of Conduct) w pospiechu i bez konsultacji ze społecznością, zrobiło się naprawdę groźnie. Microsoft może zacierać ręce – niewykluczone, że najważniejszy opensource’owy projekt na świecie czeka wojna domowa.
Przedstawiona 16 września przez Linusa Torvaldsa informacja o wydaniu Linuksa 4.19-rc4 była znacznie dłuższa niż zwykle. Zamiast o kodzie i zmianach, Torvalds rozpisał się o swoim charakterze, swoim niewłaściwym podejściu do komunikacji z ludźmi, problemach w społeczności tym wywołanych. Przyznał, że zdaje sobie sprawę, że problem leży po jego stronie i potrzebuje urlopu, podczas którego zasięgnie pomocy i nauczy się właściwie komunikować z ludźmi. Swoje obowiązki scedował na znanego opiekuna kernela, Grega Kroaha-Hartmana.
W linuksowym światku zawrzało. Niektórzy przypomnieli, że już trzy lata temu mówiło się, że przygotowywana jest prowokacja o seksualnym podtekście, która miałaby zrujnować reputację niewygodnego dla związanych z amerykańską lewicą Linusa Torvaldsa. Czy w końcu udało się znaleźć na twórcę Linuksa jakieś haki?
Linus pod ścianą
Rzeczywistość okazała się inna, lecz również związana z intrygami. „Dożywotni dyktator” Linuksa poszedł na przymusowy urlop ze względu na działania dziennika The New Yorker. Noam Cohen, reporter tego dziennika miał przycisnąć Linusa do ściany w kwestii seksizmu panującego w linuksowej społeczności, seksizmu, który miał zniechęcać kobiety do pracy nad kernelem.
The New Yorker dał Linusowi i jego pracodawcy, The Linux Foundation, kilka dni na przygotowanie odpowiedzi. I tak oto 15 września Greg Kroah-Hartman, działając jako przedstawiciel Technicznej Rady Fundacji, przepchnął w pospiechu do linuksowej dokumentacji oficjalny Kodeks Postępowania (Code of Conduct). Kodeks stawiał sobie za cel uczynienie z linuksowej społeczności miejsca otwartego na wszystkich niezależnie od płci, rasy, orientacji seksualnej, tożsamości gender, sprawności fizycznej itd. itp., a zarazem wolnego od wszelkich form prześladowania i dyskryminacji.
Niedopuszczalnym uczyniono używanie nacechowanego seksualnymi konotacjami języka, trollowanie, upokarzające komentarze, a także wszelkie inne działania, które mogłyby zostać uznane za niewłaściwe w miejscu pracy. Opiekunowie kernela zostali zobowiązani do podejmowania wszelkich korekcyjnych działań w razie napotkania przypadków naruszenia Kodeksu Postępowania – coś zupełnie nie do pomyślenia wcześniej, gdy konflikty rozstrzygano na podstawie daleko bardziej liberalnego dokumentu Code of Conflict, obecnie z dokumentacji kernela usuniętego.
Należy podkreślić, że ten nowy Kodeks Postępowania został podpisany jedynie przez 6 z 10 członków Rady Technicznej Fundacji Linuksa. Fatalnie to wygląda w porównaniu do Code of Conflict, pod którym podpisało się ponad 60 kluczowych deweloperów kernela.
16 września, jak już wspomnieliśmy, Linus Torvalds wygłosił samokrytykę i udał się na urlop, oddając opiekę nad kernelem Kroah-Hartmanowi.
19 września na łamach The New Yorkera opublikowany został artykuł Noama Cohena, uzupełniony o informacje o ustąpieniu Linusa Torvalda (i krytykujący go za niewystarczającą samokrytykę i żarty ze sprawy) oraz działaniach Fundacji Linuksa, w szczególności wprowadzeniu tego Kodeksu Postępowania.
Zmierzch merytokracji
W maju 2018 roku transseksualna programistka Coraline Ada Ehmke, znana ze swojej walki o sprawiedliwość społeczną i wkład w język Ruby, opublikowała na GitHubie dokument pt. The Post-Meritocracy Manifesto. Głosi on, że merytokratyczne podejście napędza ruch Open Source i całą informatykę – liczą się jedynie kompetencje. Najwyższy czas z tym jednak skończyć, ponieważ merytokracja służyć ma wyłącznie uprzywilejowanym, wykluczać mniejszości.
Dlatego ruch post-merytokratyczny dąży do tego, by zwiększyć różnorodność reprezentowanych w branży osób, odrzucić pracę, która negatywnie wpływa na dobre samopoczucie innych ludzi i zaakceptować zmiany społeczne. Co szczególnie ważne, głos tych, którzy nie znają się na technice, ma być teraz równie ważny co głos tych, którzy technikę tę tworzą. Nie ma też mowy o tym, by usprawiedliwiać toksyczne zachowania ludzi tworzących technikę ich wkładem w rozwój projektu.
Innymi słowy – Linus Torvalds ma do powiedzenia w kwestii Linuksa tyle samo, co np. dbający o różnorodność płci i orientacji seksualnych opiekunowie projektu GNOME Outreachy, a jego toksyczna osobowość nie może być dłużej akceptowana i usprawiedliwiana jego wielkim wkładem w projekt.
Na liście osób, które podpisały się pod manifestem, znalazła się Patricia Torvalds – córka Linusa, studentka informatyki, od kilku lat aktywnie działająca feministka, która otwarcie deklarowała w udzielonych wywiadach, że brak różnorodności to błąd. Opowiadanie zaś, że jeśli ktoś jest dobry w swojej robocie, to jego orientacja seksualna i płeć nie mają znaczenia jest tanią wymówką.
Amerykański Kulturkampf
Warto przypomnieć, że nowy linuksowy Kodeks Postępowania nie jest pierwszym tego typu dokumentem – w lutym 2018 roku podobny dokument, zachwalający różnorodność, przyjęła społeczność FreeBSD. Jest on jeszcze bardziej surowy, zakazując nawet używania „niewłaściwych” zaimków osobowych czy czynienia jakichkolwiek komentarzy w kwestii obżarstwa i otyłości.
Ten kodeks FreeBSD jest niemal dosłowną kopią kodeksu stworzonego przez społeczność GeekFeminism, zrezygnowano w nim jedynie z klauzuli wykluczającej możliwość poskarżenia się na „cisfobię” czy „rasizm na odwrót” – ponieważ coś takiego, jak piszą autorki GeekFeminism, nie istnieje.
Linuksowy kodeks postępowania jest jednak znacznie bliższy temu, co znajdziemy w kodeksie GeekFeminism, niż np. wolne od polityki tożsamości seksualnej, stawiające na pragmatyzm kodeksy postępowania KDE czy Debiana (nie mówiąc już o minimalistycznym kodeksie TrueOS-a).
Innymi słowy można powiedzieć, że linuksowy kernel stał się oficjalnie projektem rozwijanym już nie według merytokratycznych założeń Code of Conflict, lecz według wytycznych polityki amerykańskich bojowników o sprawiedliwość społeczną (SJW – Social Justice Warriors).
Wyrzucić tego seksistę!
Pierwszą wymienioną z nazwiska ofiarą nowego kodeksu postępowania Linuksa stał się Theodore T’so, notabene jeden z tych czterech członków Rady Technicznej Fundacji Linuksa, który kodeksu nie podpisał. Jest on jednym z głównych deweloperów kernela, autorem najpopularniejszego linuksowego systemu plików EXT4.
Pani Sage Sharp poinformowała otóż na łamach Twittera, że Theodore T’so pochwala gwałty, a przecież dyskryminacja czy prześladowania ze względu na płeć czy gender są zakazane. Ten seksista napisał w 2011 roku podczas dyskusji na liście dyskusyjnej, że jedynie 27% przypadków zgłoszonych gwałtów faktycznie okazuje się gwałtami, a więc przedstawiane przez feministki statystyki gwałtów są przesadzone, oraz że oskarżenie o gwałt wymaga dowodów rzeczowych a seks z pijaną, lecz chętną kobietą nie jest gwałtem.
Biorąc pod uwagę to, że Theodore T’so jest członkiem Rady Technicznej Fundacji Linuksa, pani Sharp stawia pod znakiem zapytania zdolność linuksowej społeczności do samodzielnego wprowadzenia Kodeksu Postępowania w życie. Na łamach swojego bloga Otter Tech wzywa do zmuszenia Fundacji Linuksa do publikowania raportów z przestrzegania Kodeksu Postępowania.
W sukurs przychodzi jej Coraline Ada Ehmke. Transseksualna programistka ogłosiła otóż uruchomienie projektu CoC Beacon, który ma doprowadzić do powstania bezpiecznego i efektywnego systemu przestrzegania Kodeksów Postępowania – nadającego się do projektów Open Source wszelkich rozmiarów.
W ten sposób cel polityczny bojowników o sprawiedliwość społeczną może zostać osiągnięty: toksyczna merytokracja musi odejść, nadzór nad projektami Open Source znajdzie się w rękach tych, którzy najlepiej się na tym znają i których celów politycznych nikt nie kwestionuje.
Niektórzy zauważają zarazem, że wspomniane cele polityczne wcale nie są takie, jakie się nam wydają. To, że Theodore T’so został zaatakowany jako pierwszy ma mieć swoje uzasadnienie – programista ten odrzucił presję ze strony Intela, forsującego używanie zamkniętego, sprzętowego generatora liczb losowych. Taki niesprawdzalny, nieweryfikowalny generator mógłby działać jako furtka w systemach, obniżając entropię i ułatwiając złamanie szyfrowania.
Quo vadis, Linux?
Każda akcja powoduje reakcję – i nie inaczej jest w wypadku nagłego wprowadzenia linuksowego Kodeksu Postępowania. Na łamach Change.org opublikowano petycję, wzywającą Fundację Linuksa do jego odrzucenia. Autorzy twierdzą, że Kodeks doprowadzi jedynie do podzielenia społeczności, wprowadzenia polityki do spraw programistycznych i administracyjnych.
To jest jednak tylko proszenie o naprawienie sytuacji. Pojawiły się jednak też groźby – i to poważne. Na łamach listy dyskusyjnej kernela opublikowano list otwarty, którego autorzy twierdzą, że mogą zlikwidować Linuksa.
Chodzi o znajdującą się w licencji GPLv2 możliwość wycofania swojego kodu z projektu. Jeśli ktoś zostałby wyrzucony ze społeczności ze względu na naruszenia Kodeksu Postępowania, to mógłby też zabrać ze sobą dotychczas stworzony kod. Dalsze jego wykorzystanie w kernelu stałoby się nielegalne, autor kodu mógłby dochodzić strat, zaskarżyć Fundację Linuksa na bazie amerykańskiego prawa.
Klauzula uniemożliwiająca wycofanie swojego kodu przez autora została wprowadzona bowiem dopiero w licencji GPLv3, kernel jednak od początku objęty jest licencją GPLv2.
Jeśli faktycznie do tego by doszło – i wykluczony ze społeczności linuksowej za niewłaściwe wypowiedzi o gwałtach Theodore T’so zabrałby swój kod EXT4, trudno sobie wyobrazić konsekwencje dla całego linuksowego ekosystemu. A takich „toksycznych merytokratów” jak T’so jest najwyraźniej znacznie więcej. Niech co drugi z nich zabierze swoje klocki – przez długi czas nie zobaczymy nowych wydań kernela, gdy trzeba będzie na nowo przepisywać kod kluczowych podsystemów.
W pewnym jednak sensie ludzie tacy jak Coraline Ada Ehmke mają rację. Pokazali swoimi działaniami, że jest inaczej, niż wydawało się Linusowi Torvaldsowi. Nie wystarczy zająć się techniką, by wszystko było dobrze. Rozwijanie opensource’owych projektów to działalność nie tylko techniczna, ale i polityczna. Ignorancja Linusa w kwestii polityki – którą wielokrotnie wypominał mu np. Richard Stallman – obróciła się przeciwko projektowi. Pozostaje tylko pytanie: czy znajdą się tacy, którzy metodami politycznymi zdołają powstrzymać bojowników o sprawiedliwość społeczną?
Bo jeśli nie, to tylko czekać, aż z Linuksa zrobi się feministyczny ToleranUX, a kluczowi linuksowi deweloperzy podzielą los Larry’ego Garfielda, dewelopera Drupala, który został wykluczony z projektu za praktykowanie seksualnej dominacji nad kobietami.
0 komentarzy